Asertywność to cecha, która bardzo ułatwia życie. Umiejętność wyrażania własnego zdania, okazywania emocji, jasnego wyznaczania granic i stanowczego mówienia nie to bez wątpienia doskonały zestaw startowy, kiedy w perspektywie pojawia się ślub i wesele. Wiesz, ja przecież niczego Ci nie narzucam, to jest Twój ślub, rób tak, żebyś była zadowolona, ale … O, jak dobrze to znacie, prawda? Za tym piekielnym ALE czai się zło.

Nie jest łatwo być asertywnym podczas ślubnych przygotowań. Na początku trzyma się nerwy na wodzy, ale biorąc pod uwagę fakt, że organizacja zaczyna się często kilkanaście miesięcy wcześniej, a chroniczna walka w obronie własnych pomysłów i wizji jest niezwykle wyczerpująca, zwiastuje to nieuchronną katastrofę. I kiedy krzykniesz, że miarka się przebrała (ta miarka to już dawno wyleciała w powietrze, a nie się przebrała) to najpewniej uruchomisz lawinę wzajemnych pretensji, oskarżeń, wylanych żali i bólu istnienia. I diabli wzięli asertywność. Jak więc bezboleśnie przeforsować własną wizję i nie po trupach dotrzeć do ołtarza?

Dobrymi chęciami piekło wybrukowane…

Zacznijmy od tego, że przecież nikt nie chce dla Ciebie źle. To Twoi najbliżsi, więc naprawdę nie trzeba podejrzewać ich o złe intencje. Każdy z nich ma w głowie wizję, w której Ty (ukochana córka, wnuczka, siostra, bratanica) stoi w białej sukni przed ołtarzem i przeżywa swój wyjątkowy dzień. Te wyobrażenia kiełkują w głowach od dawna i domagają się urzeczywistnienia. Problem pojawia się wtedy, gdy są zupełnie sprzeczne z Twoimi planami. I niby nikt nie chce się wtrącać, ale wtrącają się wszyscy. Ustalmy więc jedną ważną kwestię już na początku – Twoi najbliżsi mają prawo mieć swoje zdanie w kwestii ślubu i wesela, a Ty musisz to uszanować. Jednak nikt nie ma prawa obrażać się i dąsać, jeśli grzecznie podziękujesz za dobre rady i zrobisz po swojemu.

Pokoleniowe starcie tytanów

Nie ukrywajmy, że najwięcej przedślubnych sporów dotyczy córek i mam. I w bardzo wielu przypadkach to właśnie różnice pokoleniowe nie pozwalają im się dogadać. Dzisiejszy ślub i wesele wygląda nieco inaczej niż 20 czy 30 lat temu – zmieniła się mentalność, podejście do małżeństwa i cała otoczka tego wyjątkowego wydarzenia. Jeśli dodamy do tego panujące trendy, modę i różnorodność oferowanych usług to już na płaszczyźnie odmiennych gustów mamy gotowe pole do sporów. Co się podoba jednej, to się nie podoba drugiej. I tak w kółko. To trochę jak przeciąganie liny (albo wstążki, żeby trzymać się ślubnej konwencji). Ważne, aby się w tym wszystkim nie zatracić. Drogie Panie, nie walczycie ze sobą. Jesteście w tym samym narożniku i jedyne, o co walczycie, to piękny i niezapomniany ślub.

Sprawy pieniężnie skomplikowane

Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, niestety. To najbardziej krzywdzący argument, którym można zamknąć usta Młodej Parze i przeforsować swoje pomysły. Wielu rodziców finansuje ślub i wesele swoich dzieci – żyjemy w takiej kulturze i nikogo to nie dziwi. Jednak w tym przypadku stwierdzenie płacę, to wymagam jest zagraniem poniżej pasa. Utopijne wizje o asertywności można sobie wtedy schować głęboko w kieszeń. Czy jest to beznadziejna sytuacja bez wyjścia? Oczywiście, że nie. Można przełknąć gorzką pigułkę i zrezygnować ze swoich planów, podporządkowując się sponsorom. Można również zrezygnować z wystawnego wesela i choć w najmniejszym stopniu zrealizować swoje marzenia. Wybór należy do Was. Nie kłóćcie się zbyt często podczas przedślubnych przygotowań. Po co psuć sobie ten fantastyczny, radosny czas oczekiwania? Kiedy każdy wykaże odrobinę dobrej woli, będzie dużo łatwiej się dogadać.